Sezon orzechowy uważam oficjalnie za zakończony. Był to okres ciężkiej pracy fizycznej, ale też czas odpoczynku psychicznego. Od rana do wieczora, słońce, wiatr i cisza i kilka niespodzianek. Gniazdo os, na szczęście małe i tylko jedna osa mnie zaatakowała. Ptasie gniazdo już opuszczone, tylko kilka łupinek orzechów w nim znalazłam. Robótkowo oczywiście też się dzieje, udało mi się skończyć sweter dla córki. Włoska wełna na szpuli zakupiona na allegro (1,5kg) druty nr 9 i gotowe na czas. Zdjęcia nadal niestety z telefon, ale już doczytałam jaki aparat chcę kupić, a to już plus. Ze sweterka jestem zadowolona, dziewczę również, jest duży luzacki i cieplutki. A na jesienne wieczory na druty wskoczyły kolejne warkoczyki. Jeszcze pokażę Wam miejsce, które mam praktycznie przysłowiowy "rzut beretem". Miałam pół godziny wolnego, więc je wykorzystałam bardzo dobrze. :) Pozdrawiam jesiennie do następnego wpisu.